fbpx

Dietetyka

Żywienie dzieci i dorosłych

Latest Posts

    Sorry, no posts matched your criteria.

facebook instagram

Słodki problem, który leży mi na sercu

Problem

Rodzice maluchów często skarżą mi się, że ich dzieci jadłyby w kółko tylko słodycze. Często na domiar złego nie jedzą obiadów, albo nie lubią warzyw. Pomijając parę możliwych bardziej zaawansowanych stanów medycznych, przyczyna takiego stanu rzeczy zazwyczaj jest dość prosta do ustalenia i nie omieszkam jej Wam dziś wyjawić.

Słodki smak szczęścia

Czemu dzieci tak lubią słodkości? Szczerze mówiąc wcale im się nie dziwię, ja też lubię słodki smak podobnie, jak większość ludzi, których znam. Są oczywiście wyjątki, ale z wyjątkami to wiadomo, że jest tak, że potwierdzają tylko regułę.

Miłość do smaku słodkiego ludzie mają wdrukowaną ewolucyjnie – słodkie są wody płodowe, które łyka dziecko już w brzuchu mamy, słodkie jest mleko matki, które dziecko pije przez pierwszych kilka miesięcy miesięcy (lub czasem lata 😉 ) swojego życia. Mleko=mama=miłość. ❤️ Proste równanie.  Słodkie są również owoce – nie posiadają one substancji antyodżywczych, zazwyczaj nie trzeba ich specjalnie preparować przed spożyciem. Można cieszyć się słodkim, dojrzałym, soczystym owocem, najlepiej zerwanym prosto z krzaka. Przychodzi też taki okres w życiu małego człowieka, kiedy przestaje on tak dynamicznie rosnąć, a zaczyna bardzo intensywnie się ruszać, skakać, biegać, uciekać ( i bardzo stanowczo mówić nie! 😉 ). W wielkim skrócie – do budowy ciała zużywamy białko, a energii dostarczają nam węglowodany. Gdy zmieniają się potrzeby, zmieniają się wybory żywieniowe, organizm zaczyna domagać się innego pokarmu i czasem da się zauważyć delikatne różnice w wyborach żywieniowych pomiędzy powiedzmy niemowlakiem a przedszkolakiem.

Dzieci kochają słodki smak, a rodzice są od tego, żeby dać szansę dziecku wybrać zdrową słodycz. Gdy zaproponujemy dziecku wybór: słodka bułeczka czy brukselka, albo: słodki deserk mleczny czy kefir naturalny, jest to dla mnie przeoczywiste, że wybierze słodką opcję. I nie ma co się na to dziecko gniewać, patrzeć krzywo, komentować czy mu ten wybór wytykać.

Dlaczego dzieci miałyby nie lubić smaku słodkiego i nie wybierać słodyczy, jeśli stwarza im się taki wybór?

Szafka na słodycze

Jeśli nie chcecie, żeby dzieci wybierały słodycze, to dlaczego dajecie im taki wybór? Jeśli dajecie dziecku ciastka z czekoladą tuż przed obiadem, to dajecie mu de facto wybór: Chcesz zjeść ciastko z czekoladą czy obiad? Bo dziecku się po prostu nie zmieści w brzuszku i ciastko i obiad. Jeśli nie chcecie, żeby wasze dzieci wyjadały wam z szafek słodycze, to dlaczego w tych szafkach te  słodycze w ogóle są? Czy wasze dziecko samo ubiera buty, wyciąga wam kasę z portfela i idzie do sklepu kupić sobie coś słodkiego? Starsze dzieciaki – tak (i tu mamy większy problem i mniejszą siłę perswazji, kontroli oraz skuteczności działań edukacyjnych, bo dziecko może mieć nas akurat gdzieś i trzasnąć drzwiami), ale maluchy same tego jeszcze nie zrobią. A to właśnie maluchy najbardziej chłoną to, co im przekazujemy i czego ich uczymy.

Wiem, wiem, są małe dzieci, które w sklepie rzucają się na półki ze słodyczami, robią awantury, wrzeszczą, szarpią itp. tak jak mój syn, który raz posmakowawszy żelków, teraz zawsze bezbłędnie zwęszy je na półce sklepowej i przytula sobie paczuszkę tak mocno, że muszę z nim postąpić radykalnie, gdy nie chcę mu ich kupić.  Ale to my jesteśmy w tym układzie dorośli i tylko od nas zależy jak na to zareagujemy, czy chcąc oszczędzić sobie krzyków dziecka pozwolimy na to, żeby 3 latek komponował w sklepie na bieżąco menu dnia, czy w jakiś sposób (słowny lub mniej lub bardziej siłowy) przekonamy go, żeby nie wrzucał nam do koszyka słodkiego badziewia. Wiem, nie zawsze się da, ale nie musimy przecież działac według zasady wszystko albo nic, bo słodycze to nie diabeł wcielony, o czym później.

Rozwiązanie

Jeśli Twój maluch je za dużo słodyczy, rozwiązanie jest proste! Nie kupuj słodyczy. Nie trzymaj ich w domu. Sam z nich zrezygnuj lub jeśli nie potrafisz albo nie chcesz, utrzymuj ilość słodkości w ryzach i dbaj o ich jakość.

Używaj zdrowszych zamienników cukru – najlepiej słodkich owoców świeżych (bananów, gruszek, moreli, brzoskwiń) lub suszonych (daktyli, rodzynek, moreli), w małych ilościach miodu. Możesz robić swoje domowe słodkie zamienniki komercyjnych słodyczy- kuleczki rafaello z kaszy jaglanej, kokosa, słodzone jakimś naturalnym słodzidłem, muffinki słodzone bananami, nutellę z ciecierzycy, kakao i daktyli, domowe lody ze słodkich owoców. Internet jest nieskończonym źródłem inspiracji na zdrowe/fit słodycze bez cukru/nabiału/glutenu/czegokolwiek nie chcesz jeść.

Jeśli chcesz jeść słodycze i dawać je swojemu dziecku, staraj się, aby ich ilość była racjonalna a ich skład krótki i prosty. Możesz się kierować np. zasadą bez syropu glukozowo-fruktozowego, bez oleju palmowego – bo te składniki zazwyczaj świadczą o niskiej jakości wyrobu. Jeśli dziecko spożywa normalne, wytrawne, w miarę zbilansowane posiłki, w których są warzywa, jakieś kasze, mięso, strączki, nabiał, to mała słodycz dobrej jakości w ciągu dnia (gorzka czekolada, ciastka zbożowe dobrej jakości, domowe ciasto z owocami) mu nie zaszkodzi. Gorzej jeśli cały jego jadłospis opiera się na mlecznych kanapkach, słodkich płatkach śniadaniowych, deserkach mlecznych, bułeczkach, soczkach itp.

Wiem, że zarządzanie słodyczami w domu rodzinnym nie jest tematem łatwym. Sama lubię słodycze, a mój synek potrafi rzucić się na nie w sklepie i się drzeć. Ale wiem, że proporcje pomiędzy normalnym jedzeniem a słodyczami da się zdrowo wyważyć, jeśli się na prawdę tego chce i uświadomi sobie kilka prostych faktów (np. skąd w moim domu biorą się słodycze? No może oprócz wigilii Bożego Narodzenia, kiedy to święty Mikołaj wrzuca je oczywiście przez komin).

Nie mówię, że jest to recepta na rozwiązanie każdego słodkiego problemu, ale z moich obserwacji wynika, że często to nie dziecko, a właśnie rodzic ma ze słodyczami problem. Proszę Was więc rodzice spójrzcie czasem krytycznie na swoje działania, bo w zachowaniach dzieci odbijają się jak w lustrze nasze własne…