fbpx

Dietetyka

Żywienie dzieci i dorosłych

Latest Posts

    Sorry, no posts matched your criteria.

facebook instagram

Jak sprawić, żeby dziecko chętniej próbowało nowości? Czyli o (skutecznej) metodzie wielokrotnej ekspozycji na nowe pokarmy

Jeśli chcecie szybkich efektów – nie czytajcie tego tekstu. Bo szybko nie będzie. Ale warto spróbować. Bo do stracenia nie mamy nic, a do zyskania bardzo dużo – mniej stresów, lepsze relacje z dziećmi i z jedzeniem, ochronę przed zaburzeniami odżywiania w dorosłym życiu itp.

Chciałam Wam dziś opowiedzieć, jak wygląda w praktyce zasada „wielokrotnej ekspozycji na nowe/niakceptowane pokarmy”.

Już z dobry miesiąc z hakiem prawie codziennie jemy z mężem na śniadanie sałatki. Dzieciaki (4 i 8 lat) zazwyczaj dostają kilka warzyw z sałatki poukładane na swoich śniadaniowych talerzykach + kanapeczkę, bo wiem, że tak jak większość znanych mi dzieci, nie specjalnie lubią dania zmieszane i złożone z dużej ilości składników (gulasze, sałatki itp.)   

słoneczna sałateczka
sałatki dla rodziców, posiłki niezmieszane dla dzieci, dodatkowo wyjadały jeszcze kiełki soczewicy ze słoika 😉

Mamy ten komfort, okazję i przyjemność, że codziennie jadamy duże, leniwe i dość późne śniadania, w pełnym czteroosobowym składzie. Staramy się jak najczęściej jeść wspólnie, w miłej atmosferze, nie wrzeszczeć na siebie (często się to nawet udaje😅). Nie jakoś super świadomie, ale mimochodem wspieramy u naszych dzieciaków budowanie wewnętrznej kontroli apetytu i motywacji do jedzenia.

Kontrola apetytu polega w skrócie na tym, że je się według sygnałów płynących z własnego ciała (głód i sytość), a nie według tego, że ktoś nam każe coś zjeść, każe zjeść określoną ilość, zakazuje, nagradza, odciąga uwagę od posiłku, że coś ładnie wygląda lub z powodu niezaspokojonych innych pozażywieniowych potrzeb. Starszy syn je dość wybiórczo i wybrednie – praktyczne od początku rozszerzania diety, młodsza córa nie ma większych jedzeniowych problemów. To tak żeby nakreślić tło.

Wracając do sałatek – po około 3 sałatkowych tygodniach syn zapytał się rano, czy on też może dostać sałatkę. Zupełnie tego nie oczekiwałam ani nie planowałam. Jedliśmy po prostu sałatki z mężem (i dalej jemy), żeby jeść więcej warzyw i samemu lepiej się czuć – takie noworoczne postanowienie. Co do dzieci nie miałam żadnych myśli ani planów. Wtedy rano syn sam skomponował sobie sałatkę, co prawda nie tak bogatą w składniki, jak nasze sałatki i bez żadnej oliwy. Ale przygotował sam, zjadł ze smakiem i zaciekawieniem. A najważniejsze dla mnie było to, że wypłynęło to z jego własnych potrzeb, wewnętrznej chęci spróbowania czegoś nowego.

kolejna słoneczna sałatka i dzień, w którym dzieciom też zachciało się sałatki 😉
… i sałatki skomponowane samodzielnie przez dzieci

Zobaczcie – u nas ten proces potrwał 3 tygodnie, gdzie praktycznie dzień w dzień dzieci widziały na stole sałatki i dorosłych jedzących je ze smakiem. A jak często zniechęcamy się już po jednej próbie podania czegoś nowego, czy czegoś, czego dziecko (na razie) nie akceptuje. Podajemy zupę kalafiorową czy kotlety rybne, dziecko nimi pluje, mówi blee i już produkty te na długie miesiące (albo lata) znikają z naszych stołów, a wraca nieśmiertelna pomidorowa i schabowe.

Pewnie część w was myśli sobie teraz – jasne, u mojego dziecka to nie przejdzie, moje dziecko nigdy nie zje sałatki, nie weźmie do ust kotleta rybnego, nie przełknie nawet łyżki kalafiorowej. Ja nie daję wam gwarancji sukcesu, ale chcę pokazać, że jest to praktycznie jedyna skuteczna droga postępowania z „niejadkami”.

Presja, nakazy, przepychanki jedzeniowe – zmniejszają zjadane ilości i zmniejszają różnorodność produktów, jakie spożywa dziecko – to już dawno zostało udowodnione i mamy na to badania naukowe. Jeśli nie presja i kombinowanie, to co?

W większości przypadków sprawdzi się:

  • redukcja stresu przy stole,
  • odpuszczenie własnych oczekiwań i komentarzy w stosunku do tego, co zje i ile zje dziecko,
  • wspólne rodzinne posiłki w dobrej atmosferze,
  • zadbanie o to, żeby dziecko przy każdym posiłku miało choć jeden (ewentualnie dwa) swój „bezpieczny” produkt do zjedzenia (może być to nawet suchy ryż),
  • pilnowanie rutyny i rytmu posiłków i przerw między nimi,
  • gotowanie nie tylko „pod dzieci” ale też pod własne gusta,
  • danie dziecku czasu i przestrzeni na rozwój jego wewnętrznej motywacji do jedzenia,
  • i właśnie ta ciągła ekspozycja na różne produkty, na naszą ulubioną, zdrową kuchnię.

Oczywiście są dzieci, mające skrajnie wybiórcze menu i wiele problemów zdrowotnych, w ich przypadku oprócz tego, co opisałam wyżej wskazana jest terapia (czy to logopedyczna, czy integracja sensoryczna czy inna medyczna). Ale to co opisane powyżej w punktach zadziała dobrze na każdego – i na to dziecko, które ma tylko rozwojową neofobię żywieniową, z której samo wyrośnie i na to z głębszymi zaburzeniami.

Pamiętajcie, że tak jak chodzenia, mówienia i dobrych manier – dziecko uczy się jeść, rozpoznawać to, co jest zdrowe a co nie i bilansować swój osobisty jadłospis – głownie przez OBSERWACJĘ dorosłych, którym ufa. Zgodnie z mądrością: „Nie martw się, że dzieci cię nie słuchają. Martw się, że ciągle cię obserwują”. Osobiście nie jestem fanką „martwienia się”, coby za szybko nie stać się martwym 😅, ale w tym cytacie jest dla mnie zawarta wielka mądrość o tym, jak wychowywać dzieciaki.

Mówię wam – warto odpuścić oczekiwania, presję, uprzedzenia, warto iść w kierunku zaufania. Przekonuję się o tym coraz bardziej – z  każdym rokiem mojej pracy jako dietetyka i z każdym rokiem obserwacji mojego wybiórczo jedzącego syna.