fbpx

Dietetyka

Żywienie dzieci i dorosłych

Latest Posts

    Sorry, no posts matched your criteria.

facebook instagram

„Jak jedzą małe dzieci?” Wywiad z Anią – poczwórną mamą

Zdrowie od kuchni: Chciałabym, żebyś mi opowiedziała trochę o tym jak jedzą małe dzieci. Jesteś mamą czwórki dzieci (córka 10, syn 7, córka 5 i syn 2), w związku z czym masz dość duże doświadczenie i praktykę w temacie. Powiedz czy oni są w tym jedzeniu podobni, czy raczej każdy je zupełnie inaczej?

Ania: Zdecydowanie inaczej! Oczywiście mają wspólne ulubione potrawy, ale mają zupełnie inną otwartość na nowości.

Jak myślisz co najbardziej wpłynęło na to, że każdy z nich je trochę inaczej?

Zastanawiałam się nad tym wiele razy i odpowiedź nie jest prosta i jednoznaczna. Wydaje mi się, że mogła na to mieć wpływ pora roku, w jakiej zaczynałam im rozszerzać dietę. Wszystkich do szóstego miesiąca życia karmiłam wyłącznie piersią. U najstarszej czas największej ilości nowych pokarmów (rozszerzałam jej dietę dość ostrożnie) przypadł na miesiące wiosenne. Wszystkie nowalijki mają wtedy ten soczysty, niepowtarzalny smak. U drugiego czas rozszerzania diety przypadł głownie na późną jesień… Nie trzeba nikomu przypominać jak wtedy smakują pomidory, ogórki itp. Następna dwójka swój czas miała latem, feeria smaków i barw, oczy i dusza chce spróbować wszystkiego.

Oczywiście również moje nastawienie miało duże znaczenie. Przy pierwszej córce nie znałam jeszcze metody BLW i odczuwałam spory stres ogólnie związany z rozszerzaniem diety. Wiadomo, pierwsze dziecko – większy stres. Przy drugim z kolei znałam już metodę BLW i bardzo mnie ona przekonała, ale chyba też za bardzo byłam spięta i przejęta tematem… ?. Przy kolejnej dwójce zdecydowanie pomógł mi dystans, spokój wewnętrzny i w pewnym sensie zabawa w poznawanie nowych, najróżniejszych smaków.

Jak wyglądają wasze wspólne posiłki? Czy jecie razem czy osobno, czy macie jakieś swoje rytuały i zwyczaje?

Tak często, jak to możliwe staramy się jeść razem. Bardzo ważna jest dla nas wspólnota stołu, celebrowanie wspólnego czasu, kiedy nikt się nie spieszy i możemy pobyć, porozmawiać. Mamy parę zasad:

Pierwsza – jeśli nakładasz sobie sam, to postaraj się zjeść wszystko, jeśli natomiast nakładał ci ktoś inny, to nie musisz zjadać do ostatniego okruszka. Taka nauka oceny zamiarów i możliwości ?

Drugą zasadą jest to, że przy jedzeniu się nie śpiewa, i takie oczywiste, jak nie mówimy z pełną buzią, zabawki nie siedzą z nami przy stole. Przy takiej ilości ludzi musielibyśmy mieć dwa razy większy stół dla zabawek ?

Aha i jeszcze taka zasada, że jak pojawia się na stole coś nieznanego, to staramy się spróbować choć odrobinkę, i dopiero potem wygłaszamy opinię, że nie lubię, albo, że to jest na pewno niejadalne ?.

Jakiego dania nie tknie żadne Twoje dziecko?

Spośród dań, które pojawiają się na naszym stole chyba nie ma jednego wspólnego wroga.

Czy są potrawy, które lubią wszystkie Twoje dzieci?

Oczywiście. I są to potrawy sztampowe: rosół, pomidorowa, kotleciki z indyka, naleśniki, wszelkiego rodzaju placuszki (tu mam pole do popisu w tzw. przemytnictwie) i ku mojej radości wszelkie zupy krem (co też daje pole do popisu w przemycaniu dobrych i zdrowych składników).

Czy mogłabyś podzielić się z nami przepisem na danie, które bardzo lubią Twoje dzieci i które jest jednocześnie zdrowe.

Wspomniana wyżej zupa krem. Przepis banalny. Zeszklona na oliwie cebula i czosnek, potem wrzucone na to warzywa (wszelkiego rodzaju, czasem świeże, czasem mrożone, w zależności od zasobów lodówki i spiżarki, zalane wodą, podgotowane z dodatkiem przypraw i zmiksowane. Czasem z dodatkiem śmietany, czasem sera, czasem bez jakiegokolwiek zabielacza. Najlepiej im smakuje z grzaneczkami z chleba upieczonego w domu.

Jak komponujesz wasze menu, aby wszyscy zjedli, byli najedzeni i nie grymasili, czyli aby wszyscy byli (w miarę) zadowoleni?

Kiedyś „stawałam na uszach” i potrafiłam zrobić dwa równoległe obiady, zwłaszcza w czasie największych problemów z jedzeniem starszego syna. Teraz staram się zrobić taki obiad, żeby każdy znalazł coś dla siebie, był zadowolony, najedzony, a przy okazji napatrzył się i powąchał potrawy, których może jeszcze teraz nie zje, ale przez ich obecność na stole oswoił się z ich istnieniem ?.

Chciałabym abyśmy cofnęły się trochę w czasie i porozmawiały o rozszerzaniu diety Twoich dzieci. Czy pamiętasz w jaki sposób rozszerzałaś dietę pierwszemu dziecku? Jakie emocje ci towarzyszyły i jak wam szło?

Trochę już o tym pisałam wcześniej. 10 lat temu nie znałam jeszcze metody BLW, ale też nie byłam przekonana do wciskania dzieciom gotowców ze słoiczków. Ich konsystencja i zapach odrzucał mnie na kilometr. Dlatego rozszerzanie diety mojej pierwszej córce kosztowało mnie dużo emocji i stresu. Całe szczęście mała była bardzo zainteresowana nowymi smakami i to nam chyba pomogło.

Jakie emocje towarzyszyły ci podczas rozszerzania diety kolejnym dzieciom i jak wam szło?

Przy kolejnym dziecku byłam już trochę mniej zestresowana samym faktem rozszerzania diety. W związku z tym, że postanowiłam spróbować metody BLW musiałam się zmierzyć z różnymi reakcjami otoczenia na tę „innowację” i to było chwilami trudne. Jak się później okazało synek ma krzywą przegrodę nosową i przerośnięty migdał, co mogło mieć wpływ na nasze próby rozszerzania diety. Trudno mu się jadło, bo ciężko mu było oddychać przez nos, a co za tym idzie pewne konsystencje pokarmów powodowały, że częściej się dławił, a to w prostej linii prowadziło do zniechęcenia do tych potraw. Więc suma summarum szło nam to bardzo różnie. Przy kolejnej dwójce postawiłam na zabawę w poznawanie smaków. Byłam zdecydowanie spokojniejsza i miałam większy dystans. Dawałam im do posmakowania przeróżne smaki i widzę, że to procentuje. Są ciekawi nowych smaków, nie boją się próbować i mają szeroki wachlarz potraw, które lubią.

Czy od czasu rozszerzania diety pierwszemu dziecku zmieniły się zalecenia ekspertów dotyczące rozszerzania diety i czy ty jako mama o nich wiedziałaś i nadążałaś za zmianami?

Zmieniły się zdecydowanie. Przy każdym kolejnym dziecku dostawałam inne zalecenia i inne wytyczne. Jednak postanowiłam być wierna sobie i swojej intuicji. Wszystkie dzieci, jak już pisałam, do szóstego miesiące karmiłam WYŁĄCZNIE piersią, a później powolutku wprowadzałam nowe pokarmy, wszystko pod osłoną mojego mleka.

Skąd czerpałaś i czerpiesz wiedzę na temat zdrowego żywienia dzieci?

Chyba najwięcej od starszych, doświadczonych mam, do których miałam zaufanie. Również z poradników. Troszeczkę z Internetu i od Ciebie Marysiu. (Z Anią spotkałyśmy się na wykładzie i konsultacjach w przedszkolu, do którego chodzą dzieci Ani i później przy wspólnej pracy w lokalnym stowarzyszeniu działającym na rzecz rodzin).

Czy któreś z Twoich dzieci miało jakieś trudności z jedzeniem?

Niestety tak. Do dzisiaj nie wyszliśmy na prostą, choć jest znacznie lepiej.

Jak sobie z nimi poradziliście?

Cały czas pracujemy nad tym i szukamy wspólnych rozwiązań. Problemy zaczęły się mniej więcej kiedy synek miał dwa i pół roku. Różne rzeczy zmieniły się w jego życiu. Przeprowadziliśmy się do innego miasta, zmienił się nasz rytm dnia, pojawiła się w jego życiu młodsza, BARDZO ABSOBUJĄCA moją uwagę siostra, mąż musiał wyjechać na dwa miesiące. To wszystko było zbyt trudne do udźwignięcia dla małego, bardzo wrażliwego chłopca. Przestał jeść owoce i warzywa (niestety przyczyniły się do tego między innymi żelki o wyglądzie owoców), zablokował się całkowicie na nowe smaki (a te, które już znał musiały koniecznie wyglądać tak, jak się do tego przyzwyczaił). Moje nerwy, które były mocno nadszarpnięte w tamtym czasie, zdecydowanie mu nie pomagały. Po wielu rozmowach z moją bratową, i kuzynem mojego męża, którzy w dzieciństwie borykali się z podobnymi problemami, zrozumiałam, że muszę dać mu czas. I przestać „wisieć” nad nim w kontekście jedzenia. Cały czas martwię się, że jego dieta nie jest tak pełna, jak powinna być dieta młodego chłopca, ale nauczyłam się przemycać mu dobre składniki, a im starszy, tym więcej udaje nam się rozmawiać o tym, jak ważne jest to, co jemy, jak istotny jest budulec, który on, przez jedzenie dostarcza swojemu organizmowi. Coraz mniej muszę „przemycać”, a coraz więcej składników jest jawnych. Każdy mały sukces świętujemy. Absolutnie nie zmuszamy go do jedzenia, towarzyszymy, wspieramy, kibicujemy. Jego menu jest dalekie od ideału, ale jest znacznie lepiej.

Jaką radę dałabyś młodym mamom a propos żywienia dzieci. Czy masz jakieś uniwersalne wskazówki dotyczące żywienia małych dzieci? O co warto się zatroszczyć a co lepiej sobie odpuścić?

Z mojego doświadczenia wynika, że po pierwsze trzeba się do tematu zdystansować. Im więcej się stresujemy, tym bardziej dzieci to czują, wszak mają ten szósty zmysł na wyczuwanie nastroju mamy. Po drugie nie bójmy się dawać maluchom jedzenia do rąk, po trzecie nie bójmy się dawać im do spróbowania najbardziej egzotycznych smaków (oczywiście z zachowaniem wszelkich przepisów dotyczących przyprawiania). I póki małe i chętne dawajmy im bardzo szeroki wachlarz smaków. Jestem przekonana, że wsparciem dla nas w problemach z jedzeniem mojego starszego syna był fakt, że mogłam mu o wielu smakach powiedzieć: jak byłeś malutki, to Ci to bardzo smakowało. Ale pamiętajmy też, że każde dziecko jest inne i nie ma na nie jednej reguły. I chyba najważniejsze: dzieci uczą się przez przykład. Jeśli chcemy, żeby dzieci jadły zdrowo, a sami jemy „śmieciowo”, to nie ma szans, żeby dzieci chciały jeść inaczej niż my.