BLW po dwóch latach – podwójny wywiad z mamami stosującymi metodę Baby-led weaning
„Twoje dziecko pokocha dobre jedzenie” i „wychowasz małego smakosza” – tak reklamowane jest BLW. A jak to wygląda w praktyce? Po 1,5 roku rozszerzania diety metodą BLW można już „zweryfikować wyniki”… Przyjrzyjmy się dziś temu, jak może wyglądać BLW u dwulatka – na przykładzie dwójki zupełnie różnych dzieci (Zosia, 25 m-cy oraz Staś, 22 m-ce).
Jak wygląda u Was obecnie BLW? Co i w jakich ilościach jadają Wasze dzieci?
Asia: Nasze BLW to nadal w dużej mierze karmienie piersią 🙂 Prawdopodobnie Zosia mogłaby żywić się wyłącznie moim mlekiem, gdyby tylko miała taką możliwość 🙂 Jada jednak także chętnie wiele innych posiłków, ma swoje ulubione smaki i konsystencje. Jeśli chodzi o ilości, jest z tym bardzo różnie – generalnie w obecności mnie (i mleczka) są zazwyczaj symboliczne, gdy jestem w pracy – jedzenie znika w zaskakującym tempie 🙂
Maria: Mój syn ma różne fazy. Przez kilka dni czy tygodni potrafi zjeść łyżeczkę kaszki na śniadanie, garść borówek, uciekać przed obiadem i kolacją, by później przez jakiś czas zaskakiwać mnie ilością jaką zjada i domaganiem się dokładek. Czasem gdzieś tam z tyłu głowy świta mi pytanie czy nie je za mało (bo są to na prawdę mikro ilości, które troskliwe babunie/inne mamy/pediatrów przyprawiłyby o zawał serca), ale staram się wszystkie te fazy przyjmować ze spokojem, bo wiem, że to on najlepiej wie ile pożywienie potrzebuje w danym momencie,no i resztę dopija po prostu mlekiem.
Co z karmieniem piersią?
Asia: Czekam na samoodstawienie. 2 lata i 1 miesiąc karmienia za nami, do odstawienia nadal chyba bardzo daleko. Już jestem w stanie zliczyć liczbę karmień na dobę, czasem nawet na palcach 1 tylko ręki. Jednak 5 karmień na dobę to nadal minimum, a zdarzają się dni, gdy jest ich nawet kilkanaście. Pierś jest dla mojej córki nie tylko źródłem mleka, ale także (a może nawet przede wszystkim) bezpieczną przystanią, miejscem regenaracji sił i powrotu do równowagi.
Maria: Wciąż karmię moje dziecko na żądanie. Zazwyczaj w dzień około 6-106 raza ? Do tego kilka razy w nocy. Karmię też czasami w tandemie, mojego syna i misia/ ludzika Lego lub traktor ? Plan był taki, żeby syn odstawił się sam w momencie kiedy będzie na to gotowy, jednak nie wiem czy się to uda, ze względu na to, że planuję kolejne dzieci, a na razie nie jestem w stanie wyobrazić sobie karmienia przez ciążę i później dwójki na raz. Poza tym bardzo męczą mnie nocne karmienia, które znacznie przyczyniają się do bólu kręgosłupa.
Jak wyglądają obecnie Wasze posiłki?
Asia: Zosia nadal jest „slow-fooderem” – lubi siedzieć przy stole, czasem je, czasem tylko nam towarzyszy, a czasem prowadzi rozmaite eksperymenty. Chętnie je sztućcami – umie posługiwać się widelcem, próbuje także nożem, chociaż zdarza jej się jeść rączkami. Bardzo też lubi być przez nas karmiona – często wręcza nam łyżkę czy widelec z prośbą o podanie jej jedzenia do buzi. Jada 4 posiłki dziennie – obowiązkowo śniadanie, zupa, 2 danie i kolacja, do tego przekąski w międzyczasie (sama sygnalizuje, że jest głodna). Podczas mojej obecności w domu posiłki są często pomijane i zastępowane świeżym mleczkiem.
Maria: Gdy jesteśmy w domu i działamy naszym codziennym spokojnym rytmem siadamy razem do śniadania, obiadu i kolacji, Staś zjada co mu smakuje i po zjedzeniu wyciąga ręce, żeby go wyciągnąć z fotelika. 2 śniadanie syn je sam, czasem na chwile usiądzie przy stole, czasem je w biegu. Gdy dzień jest ekscytujący i syn „nie ma czasu na jedzenie”, nie da się usadzić w miejscu i opuszcza posiłki. Staram się wtedy przygotować mu coś, co może chwycić w łapkę i biec dalej (np. owoce, kanapeczki z wege pastą i ogórkiem, gotowany zielony groszek), stawiam talerz gdzieś na jego widoku. Mój syn raczej nie eksperymentuje z jedzeniem, siada, je i odchodzi od stołu, często też ciągnie mnie za rękę, żebym szła z nim zwiedzać świat, zanim skończę swój posiłek i nie zawsze uda się go przekonać, że mama jeszcze nie skończyła jeść. Jem więc w biegu i na raty, choć BLW zapewniało mnie, że tak nie będzie. Aha, niektórzy ludzie zwracają mi uwagę, że syn bardzo sprawnie samodzielnie je i operuje sztućcami jak na swój wiek.
A co z bałaganem – największą zmorą wielu rodziców dzieci BLW?
Asia: w porównaniu z tym, co działo się jakiś rok temu – niebo a ziemia! Przede wszystkim, jedzenie nie ląduje już wszędzie – w zasadzie zawsze trafia tam, gdzie powinno, czyli wprost do małej buźki 🙂 Oczywiście, są pewne wyjątki: jedzenie zup nadal jest wyzwaniem, na szczęście mamy juz opanowane zabezpieczanie ubrań śliniaczkami i ściereczkami. No i nadal zdarzają się dni „eksperymentów” – przelewanie, wylewanie, topienie, wyławianie… Ale generalnie sprzątanie po posiłku ogranicza się obecnie do przetarcia blatu ściereczką.
Maria: Właśnie zorientowałam się, że bałagan rzeczywiście jest dużo dużo mniejszy niż na początku. Często nawet nie zakładam synowi śliniaczka, bo z niektórymi pokarmami radzi sobie tak dobrze, że się właściwie nie brudzi. Po posiłku myjemy tylko łapy, przetrzemy dziób i stół, czasem coś spadnie na podłogę. Po zupie krem z buraka czy sosie pomidorowym jest oczywiście trochę więcej sprzątania.
Czy Wasze dzieci mają swoje ulubione dania?
Asia:Tak, niestety część z nich to „towary zakazane”. Mimo przestrzegania przeze mnie zasady „zero słodyczy” (do pewnego momentu oczywiście), Zosia je uwielbia. Czekolada, bita śmietana, lody, dżem… Na szczęście takie frykasy jadamy rzadko. Zazwyczaj za słodycze służą nam suszone owoce – w tym ulubione jagódki goji. Oprócz tego nadal uwielbia owoce, sos pomidorowy, awokado – te same smaki, które pokochała ponad rok temu. Widzę jednak, że jej gust zmienia się: od niedawna wypluwa wszystko, co pikantne, za to bardzo polubiła kaszę, ryż, uwielbia też ziemniaki. Są też dania, których zdecydowanie nie lubi: świeże zioła, wszelkiego rodzaju liście (chyba, że w formie zmiksowanej) – tych jednak jest zdecydowanie mniej niż lubianych.
Maria: Zdecydowanie tak. Syn ma swoje ulubione smaki, np. lubi kaszkę śniadaniową z bakaliami, fasolkę szparagową, maślankę, ogórki kiszone, uwielbia wydłubywać z dań wszelkie małe kuleczki: borówki, porzeczki, rodzynki ale też zielony groszek, fasolki, ciecierzycę. Nie znosi za to zielonych warzyw: brokuła, brukselki, bobu, szpinaku, sałat, ani bardzo skomplikowanych dań. Podobnie jak u Asi, mimo tego, że do 1 roku życia nie dostał ani grama słodyczy, teraz mógłby je jeść w hurtowych ilościach. Czasem pozwalam mu na jakieś sklepowe słodycze, czasem po prostu ciężko uniknąć słodyczy, np. gdy jest przez kogoś częstowany lub w gościach. Bardzo lubi też domowe kompoty do picia, które lekko słodzę miodem, dla kogoś przyzwyczajonego do słodyczy są one okropnie kwaśne, ale my wszyscy bardzo lubimy taki napój na lato; nie lubi za to żadnych soków ani sklepowych ani domowych.
Jaka jest Twoja ogólna ocena BLW po 1,5 roku stosowania?
Asia: cóż, BLW może nie przebiegało u nas z początku książkowo – właściwie dopiero w drugim roku życia Zosia zaczęła interesować się jedzeniem innym, niż moje mleko. Nadal zresztą jest przede wszystkim mlekopijcą – i to zapewne zasługa (lub wina?) BLW – dzięki tej metodzie to moje dziecko mogło od początku decydować, w jakim tempie będzie się odstawiać od piersi. Jak widać, to dość powolne tempo 🙂 Myślę, że decydując się na BLW dobrze mieć to na uwadze – że metoda ta zakłada w zasadzie samoodstawienie dziecka, które niekoniecznie może nastąpić w „zaplanowanym” przez mamę momencie. Z innych spostrzeżeń: wydaje mi się, że możliwość samodzielnego jedzenia już od bardzo młodego wieku wspomogła u Zosi znacznie rozwój motoryki małej – jej rączki są niezwykle sprawne i precyzyjne, świetnie radzi sobie z małymi przedmiotami. Ogólnie, cieszę się, że zdecydowaliśmy się na BLW, myślę, że dla mojego dziecka było to najlepsze rozwiązanie, zaś dla mnie – źródło radości i satysfakcji: wielką przyjemnością jest patrzenie, jak moja córeczka podejmuje własne decyzje odnośnie swojego odżywania 🙂
Maria: Cieszę się, że poznałam ideę Baby-led weaning. Nie ważne, czy idealnie spełnię każdy jej podpunkt (czekanie na samoodstawienie, brak karmienia łyżeczką itp.), ważne że BLW przekonało mnie, że warto słuchać swojego dziecka w temacie jedzenia, że to dziecko wie najlepiej czego potrzebuje i dało duuuuużo luzu 🙂 W pewien sposób pozytywnie promieniuje też na inne sfery naszego wspólnego życia…
Tekst wywiadu ukazał się po raz pierwszy na stronie www.wegeblw.pl którą współtworzyłam razem z 3 mamami wegetariankami, zgadnijcie kim jest Maria z wywiadu? 😉